Nie jesteśmy same

Historia Sarah Hill

W 2019 roku kolarka górska Sarah Hill (i jej koleżanka z zespołu Theresa Ralph) zdobyły koszulki lidera i zajęły szóste miejsce w klasyfikacji generalnej podczas morderczego ośmioetapowego wyścigu Cape Epic w RPA. Dlatego oczekiwania na rok 2020 były wysokie. Jednak z powodu pandemii wyścig został odwołany. Tamten rok postawił przed nami wiele wyzwań, od zagrożenia koronawirusem przez izolację społeczną aż po niepewność dotyczącą przyszłości. W przypadku Sarah wyszło na jaw coś jeszcze: jej intensywne treningi były odskocznią od jeszcze większych wyzwań. Historia Sarah jest bardzo osobista, ale jednocześnie dla niej nie jest wyjątkowa. Dlatego zgodziła się ją opowiedzieć, a my mamy zaszczyt podzielić się nią z Wami.

Sarah Hill jedzie pomiędzy spalonymi drzewami

Liv: Świetnie wypadłaś podczas wyścigu Cape Epic w 2019 roku. Cieszyłaś się na start w 2020 roku?

Sarah: Naprawdę ciężko trenowałam, chciałam zrobić więcej niż w poprzednim roku, dokręcić śrubę – ale to też utrudniło mi powrót do zdrowia. Jednocześnie nie byłam w dobrej kondycji psychicznej. Z perspektywy czasu zdałam sobie sprawę, że na rowerze próbowałam uciec od czegoś, a nie jechać ku czemuś. Spalałam się, a moje sportowe wyniki wcale nie były dobre.

Liv: Jak się czułaś, gdy w RPA wprowadzono lockdown, a wyścig Cape Epic 2020 został odwołany?

Sarah: Jadłam kolację z przyjaciółmi, kiedy dowiedzieliśmy się, że wyścig został odwołany. Rozpłakałam się. Chyba każdy myślał, że byłam rozczarowana, ale tak naprawdę poczułam ulgę. Na myśl o samym ukończeniu wyścigu ogarniała mnie panika, nie wspominając już o próbie zachowania koszulki lidera. Nie widziałam możliwości, żebym mogła wystąpić lepiej, albo choćby tak samo dobrze, jak w poprzednim roku.  I czułam się winna, że tak myślę. Miałam wszelkie możliwości, a zawiodłam samą siebie.

Liv: Co jeszcze działo się w twoim życiu w tamtym okresie?

Sarah: Sporo. Tuż przed odwołaniem Cape Epic rozpadł się mój związek i trudno było mi się po nim pozbierać. Wróciłam do rodzinnego domu, do taty i braci, ale czułam się samotna, bezradna i przestraszona. Niektórzy członkowie mojej rodziny mieli swoje ogromne wyzwania, a ja starałam się ich wspierać, ale sama nie otrzymałam wsparcia. Kiedy zniesiono lockdown, wróciłam do swojego mieszkania, ale stwierdzono u mnie zakażenie koronawirusem i musiałam pozostać w izolacji przez 14 dni. Wpadłam w spiralę negatywnych myśli. Na szczęście spotkałam znajomą, która jest coachem i ona dostrzegła, że potrzebuję pomocy.

Sarah Hill stojąca na skałach nad oceanem

Liv: Czy wtedy wszystko zaczęło się zmieniać? 

Sarah: Ona bardzo mnie wspierała, nadal to robi, ale nie mogłam się wyrwać z tej spirali. Któregoś dnia skończyłam jazdę wcześniej i się rozpłakałam, walczyłam ze sobą i przegrywałam. Postanowiłam z tym skończyć. Miałam dość. Odezwałam się do kilku osób, ale miałam wrażenie, że nie mam nikogo. Napisałam list. Wzięłam za dużo tabletek na sen. I wtedy obudziłam się, bo tata pukał do drzwi. Wcześniej zadzwoniłam do coacha, a ona najwyraźniej skontaktowała się z tatą. I przyszedł. Poczułam ulgę, gdy go zobaczyłam, ale też wstyd. Moja rodzina i tak miała już tyle problemów. Ja miałam być tą silną. Czułam, że go zawiodłam.

Długo ze mną został. W którymś momencie powiedział „Sarah, w niczym nie musisz być świetna. Musisz tylko czegoś chcieć. Czego pragniesz?” Długo o tym myślałam. Ale potem odpowiedź była prosta. „Chcę jeździć na rowerze”. Powiedziałam mu wtedy, jak bardzo jest mi ciężko, cierpliwie mnie wysłuchał i bardzo wsparł.

Liv: Jaki inny rodzaj wsparcia ci pomógł? 

Sarah: Kiedy ten kryzys minął, wiedziałam, że nadal potrzebuję pomocy. Coach poleciła mi profesjonalną placówkę. Chętnie się tam udałam, ale na początku proces przebiegał opornie. Przez pierwszy tydzień do nikogo się nie odzywałam. Ale po tygodniu obserwowania i słuchania zdałam sobie sprawę, że nikt z nas nie jest „szaleńcem”. Większość z nas znalazła się tam z powodu wypalenia, traumy lub nadużyć. Postanowiłam zostać na kolejny tydzień i wtedy nastąpił przełom.

Jeden z moich terapeutów przeprowadził ze mną takie ćwiczenie: kazał mi wyciągnąć ręce, a kiedy popchnął je w dół, ręce oczywiście opadły. Wtedy zapytał, czego tak naprawdę chcę. Pomyślałam, że tata już mnie o to pytał. Ale posłuchałam terapeuty i myślałam o tym, jak bardzo chcę się ścigać, być częścią czegoś większego niż ja sama. Kiedy terapeuta ponownie spróbował popchnąć moje ręce w dół, nie dał rady, bo byłam silna i walczyłam o to, czego chcę.

Następnego dnia, w moje urodziny, dostałam e-maila z propozycją dołączenia do zespołu Liv Factory Racing.

Sarah Hill o wschodzie słońca

Trochę czasu upłynęło, zanim doceniłam wszystko to, czego się nauczyłam w tej podróży oraz ilu ludzi tak naprawdę mi w tym towarzyszyło – od coacha po znajomych z crossfitu, od „chłopaków z busa”, czyli innych znajomych kolarzy po obcych biorących udział w przejażdżkach mojej lokalnej grupy, którzy opowiadali o swojej pracy, rodzinie i własnych wyzwaniach. No i przede wszystkim mój tata. Moja rodzina jest większa, niż się spodziewałam.

Liv: Co byś powiedziała osobie, która też przechodzi trudne chwile i czuje się w tym osamotniona?

Sarah: Po pierwsze powiedziałabym, że nie jest sama. Nie zliczę, ile razy leżałam godzinami w łóżku, zastanawiając się, czy jest tak naprawdę ktoś, kto by zrozumiał, przez co przechodzę. Ile razy próbowałam się pozbierać, a i tak kończyłam na podłodze w sypialni, nie mając siły, by się podnieść. Ile razy wszystko wydawało się zbyt trudne, a mnie przytłaczała samotność. Nie jesteś sam. Skontaktuj się z kimś, komu ufasz, kto będzie mógł sprawdzić parę razy dziennie, czy wszystko u ciebie w porządku. Może to być osoba gdziekolwiek na świecie. Czasem zwykła wiadomość czy telefon mogą cię wesprzeć, kiedy najmniej się tego spodziewasz. Zacznij od najdrobniejszych rzeczy. Pościel łóżko, ubierz się, zjedz śniadanie. Zbyt wiele? Wyjdź na zewnątrz, obróć twarz w stronę słońca. Wskocz pod prysznic. Pobaw się temperaturą. Powoli. Drobne cele stają się monumentalnymi osiągnięciami, a za każdym razem kiedy jeden z nich odhaczasz na liście, zaczynasz czuć, że robisz postępy. Musisz wyzdrowieć emocjonalnie. Przechodzenie przez ten proces może zająć więcej czasu, niż myślisz, ale uwierz mi, możesz wyzdrowieć, jeśli zadbasz o środowisko, w którym będziesz dochodzić do siebie. Zrozum, co jest twoim największym lękiem, zrozum, dlaczego sądzisz, że ten lęk jest prawdziwy i powoli zacznij stawiać mu czoła. Moim lękiem była samotność. Po miesiącach pracy nad drobnymi celami zmierzyłam się z tym lękiem. Wyszłam sama na rower i... Przytłoczyło mnie to, ile nowych przyjaznych twarzy pojawiło się obok mnie. Na początku bałam się zapytać, ale potem jakoś samo wyszło: „Jak się masz?”. Z jakiegoś powodu tego konkretnego dnia to pytanie tyle znaczyło dla osób, które na nie odpowiedzieli. Nawiązywały się rozmowy, kiedy pytałam o ich przygodę z kolarstwem. Na koniec tej przejażdżki byłam zdumiona, jak tylu obcych ludzi potrafi sprawić, bym poczuła, że na tym świecie jest i miejsce dla mnie. Potem stanęłam sama w mieszkaniu i na głos powtarzałam „nie jesteś sama”.

Liv: Jak wygląda twoja przyszłość?

Sarah: Jest pełna nadziei. Nadal zmagam się z depresją, ale teraz wiem, że nie jestem sama. Widzę, jak izolacja pogarsza sytuację. Coraz lepiej radzę sobie z proszeniem o pomoc. Szukam też sposobów, by pomóc innym. Robię doktorat z psychologii sportowej i chcę, by ta perspektywa stała się częścią mojej praktyki trenerskiej. Bardzo się cieszę, że mogę być częścią zespołu Liv Racing Team. Zdaję sobie sprawę, że w zespole mam za zadanie dać z siebie wszystko, ale również wspierać tych, którzy tego wsparcia potrzebują, zwyciężać, kiedy jest na to moja kolej oraz inspirować innych, by wsiedli na rower i robili to samo.

Sarah Hill na swoim rowerze górskim

Jeśli zmagasz się z problemami lub znasz kogoś, kto potrzebuje wsparcia, wiedz, że nie jesteś sam. Tutaj możesz znaleźć pomoc.