Przed zakupem sprawdź czy sklep znajduje się na liście autoryzowanych dealerów  Dowiedz się więcej

Historia Liv Committed: Peta Mullens

Bendigo, Victoria, Australia

Peta Mullens jest prawdziwym rowerowym mocarzem. Gdyby wyzwania były magnesem, ona z całą pewnością byłaby żelazną kulą – kulą, która nigdy nie potoczy się na tyle daleko, żeby nie wrócić z powrotem.

Mając 14 lat Peta była już mistrzynią State Champion Triathlete. Musiała jednak zrezygnować z triathlonu przez kontuzję, której doznała podczas biegów. Wówczas polecono jej spróbować sił w kolarstwie torowym. Peta zgarnęła medal już podczas pierwszego wyścigu. To jednak nie był powód, dla którego nagle zmieniła całe swoje życie i skupiła się na kolarstwie. Główna przyczyna to fakt, że już od samego początku zapałała wielkim uczuciem do tego sportu.  Jak opisuje to Peta: „rower do kolarstwa torowego był dla mnie niczym nowa, błyszcząca zabawka, którą chciałam się bawić”. Peta zakochała się w samej myśli o nadejściu kolejnego wyzwania.

Peta Mullens, Australian National Champion

Przez ostatnie 20 lat Peta zdobyła 12 tytułów mistrzyni Australii w kolarstwie szosowym, crosscountry i MTB. W tym czasie zdarzało się, że jej dryg do ścigania momentami słabnął. Wówczas, nie miała problemu z tym, żeby nieco przystopować, spojrzeć na siebie z boku i przeanalizować swoje umiejętności i problemy. Prawdopodobnie, właśnie to uparte zaangażowanie do stawiania sobie pytania „dlaczego?” pomogło jej tak dużo osiągnąć. Napędzana pasją, a nie pogonią za sławą, odkrywała się na nowo, inspirując przez cały ten czas kolejne pokolenia.

Dla Peta’y pełne zaangażowanie nie kojarzy się z ciężkimi treningami czy wyrzeczeniami. Dla niej zaangażowanie na 100% oznacza nieodpuszczanie w robieniu tego co się kocha.

“Dla mnie wszystko kręci się wokół pasji” – mówi Peta. „Nie znam osoby, która kochałaby jazdę na dwóch kółkach bardziej ode mnie. To mnie pochłania totalnie, nieistotne czy są to jazdy na kole, towarzyskie przejażdżki, przedzieranie się przez leśne szlaki czy też nocne wyprawy na luzie.”

Obecnie, Peta najwięcej zaangażowania wkłada w swoją drużynę:  Roxsolt Liv SRAM. Jest nie tylko jej managerem, ale także dobrym duchem i trenerem, który motywuje i popycha do działania młode talenty. W odpowiedzi na pasję i zaangażowanie, które oferuje całej drużynie, Peta otrzymuje od jej członków ogrom miłości i jest nazywana ich „Mamą”.

Myślisz, że to już wszystko co można by o niej powiedzieć?  Hah, nie jesteśmy nawet w połowie! Zapraszamy do lektury. Sprawdź czego dowiedzieliśmy na temat motywacji i celów w życiu, jakie stawia sobie Peta Mullens.

Peta Mullens, all in

Liv: Jak wyglądała Twoja droga po szczeblach kariery od kolarstwa torowego do kolarstwa szosowego?

Peta: Mam czwórkę rodzeństwa więc z czasów dzieciństwa pamiętam, że w domu nie było za dużo pieniędzy. Kiedy rozpoczynałam swoją przygodę z kolarstwem, jeździłam w używanym komplecie na pożyczonym rowerze z manetkami jeszcze na dolnej rurze ramy (stary sposób na sterowanie biegami, przed wynalezieniem znanych w dzisiejszych czasach - przerzutek – przyp. red)

Od najmłodszych lat wspierali mnie ludzie, którzy, podobnie jak ja, nie mieli dużo.  Mimo wszystko nigdy nie czułam, żeby mi czegokolwiek brakowało.

Kiedy odkryłam w sobie pasję do kolarstwa, zatrudniłam się w lokalnym sklepie rowerowym i za każdego dolara jakiego zarobiłam dostawałam od rodziców kolejnego. W ten sposób, w ciągu osiemnastu miesięcy zdołałam odłożyć na wymarzony rower do kolarstwa torowego. Dopiero kiedy zdobyłam mój pierwszy medal - wówczas otrzymałam od organizacji państwowych nowy rower, odzież i darmowe treningi… a reszta to już historia.

Decyzja o przeskoczeniu z toru na szosę nie była dla mnie trudna. W tamtym czasie mieliśmy w Australii trzy kolarki torowe: Katie Mactier, Kate Bates i Anna Meares z tytułami Mistrzyń Świata. To był pełny skład.  Nie mieliśmy wówczas programu rozwojowego, a grupa pościgowa kobiet jeszcze nie istniała. To co mieliśmy wtedy (a czego niestety nie mamy dzisiaj) to Narodowa Drużyna Kolarstwa Szosowego, która wówczas wyjeżdżała do bazy we Włoszech, żeby tam, przez kilka miesięcy ścigać się podczas trwania sezonu kolarskiego w Europie. W pierwszym roku mojej przygody z szosą wzięłam udział w Giro d’Italia i totalnie się zakochałam.

W Australii, w tamtym czasie nie było dużego rozróżnienia w podejściu do kobiet i mężczyzn. Ścigałam się wówczas z mężczyznami w klubowych kryteriach (rodzaj wyścigu kolarskiego, rozgrywanego na względnie krótkim dystansie, na rundach, nie dłuższych niż 5 km – przyp. red.), lokalnych mistrzostwach i na torze.

Mając 18 lat, brałam udział w wyścigach z mężczyznami osiągając prędkość 140km/h i starając się przy tym nie wypaść z zakrętu.  Kiedy jeździliśmy na zgrupowania, oczekiwano ode mnie, że będę jeździć, wspinać się i schodzić (w dół, po górach – przyp. red.) ramię w ramię z facetami. Jeśli bym odpuściła, zostałabym sama z tyłu. Kiedy więc pojechałam do Europy, byłam wdzięczna za ten solidny trening jaki dostałam w Australii. Czułam się fizycznie i psychicznie gotowa na ten poziom rywalizacji. Największym problem było dla mnie poczucie bycia daleko od domu. Podczas mojego pierwszego zagranicznego wyjazdu nie potrafiłam gotować, nie miałam telefonu komórkowego i totalnie nie znałam języka. Nawet teraz, będąc dorosłą osobą, która ma za sobą sporo zagranicznych podróży, kiedy jestem w Europie, nadal czuję dyskomfort z bycia daleko od domu.

Peta, road and mountain biking

Liv: Co sprawiło, że odkochałaś się w szosie? Co takiego odnalazłaś w MTB, że ponownie zaczęłaś czerpać radość z rowerowej rywalizacji?  

Peta: Bardzo mi się podobał mój pierwszy rok spędzony w Europie pod opieką głównego trenera Warren’a Macdonald’a. Później niestety w trakcie sezonu letniego nowy management zaczął wprowadzać swoje zmiany. Czułam się jakbym była poddawana dyktaturze. Z jednej strony miałam to szczęście być częścią małej garstki młodych sportowców, którzy otrzymali ogromną szansę od losu, z drugiej jednak, nie potrafiłam oddać całej siebie komuś innemu. W końcu przeszłam załamanie i odeszłam nie tylko z drużyny, ale też kompletnie zrezygnowałam z tego sportu.

Kiedy zaczęłam się spotykać z moim, aktualnie już 13-letnim, partnerem Jarrod’em Maroni, Jarrod zaledwie kilka tygodni później wybierał się na trzydniowy wyścig 3-Day-Road. Wyścig, który wygrałam rok wcześniej i byłam zbyt skołowana, żeby tam jechać. Nie potrafiłam stawić temu czoła. Więc Tata Jarrod’a, który wówczas miał 60 lat zabrał mnie w ramach towarzyskiego, weekendowego wypadu na rower MTB. Nigdy wcześniej nie jeździłam na MTB, ale jak się okazało, byłam w tym całkiem niezła. Byliśmy tam 20-osobowa grupą. Zatrzymywaliśmy się po kilka razy na drobne przekąski, lunch, a czasami tylko po to, żeby odpocząć lub poczekać na resztę grupy. To był wypad z dużą ilością kałuż, śmiechu i otarć. Do dzisiaj wspominam to jako jeden z najlepszych dni w moim życiu. Jeden z tych dni, kiedy jeździłam bez jakiejkolwiek presji i oczekiwań. Od tamtej pory jestem zakochana w MTB.

Wydaje mi się, że nie miałam we krwi bycia “Mistrzynią Świata”. Byłam buntownikiem, byłam uparta i nie lubiłam, kiedy ktoś mówił mi co mam robić. Niektórzy powiedzieliby, że byłam po prostu rozpieszczona, ale ja wiem, że to nie była moja droga, która była mi pisana. Nadal jestem tą „buntowniczką”, z tą różnicą, że aktualnie otaczam się „moimi” ludźmi.

Liv: Ścigałaś się w praktycznie każdej dyscyplinie. Która z nich jest Twoją ulubioną?

Peta: To jest pytanie, na które nie jestem w stanie odpowiedzieć.

Czerpałam radość z różnych dyscyplin rowerowych na wielu etapach mojej kariery i każda z nich prowadziła mnie do kolejnej. Jestem wdzięczna za to, że mam garaż pełen różnych rodzajów rowerów, spośród których ciągle mogę wybierać. Są to różne modele. Takie, które dają mi radość z samej jazdy lub ścigania się.  Odpowiednie umiejętności i cechy fizyczne połączone razem to szansa bycia naprawdę wszechstronnym zawodnikiem, a możliwość ścigania się na różnych rowerach daje mi dużo opcji wyboru. Nie potrafię myśleć o żadnej z tych dyscyplin pod kątem jakiejkolwiek wady. Mogę tylko zakochiwać się w nich wszystkich na nowo i ubolewać, nad tym, że taka miłość jest niestety dość drogim hobby…

Peta Mullens, road biking and cyclocross

Liv: Jak rozwinęło się kolarstwo kobiece w Australii od kiedy zaczęłaś się interesować tym sportem?

Peta: Cóż, Ja zaczynałam naprawdę DAWNO temu. Wówczas drużyny były często wspierane przez organizacje finansowane z funduszy państwowych. W tym momencie są one finansowane przez sektor prywatny. Nagrody pieniężne nie były równe i nie organizowano zawodów jedynie dla kobiet z wyjątkiem wydarzeń związanych z Mistrzostwami Australii.

W tym momencie zawody kolarskie w Australii w większości oferują porównywalne nagrody pieniężne i podobne warunki na zawodach, ale mimo wszystko - nagrody pieniężne to nadal symboliczne kwoty, a kobiety nie otrzymują żadnych wypłat pieniężnych.  W większości przypadków kolarze sami pokrywają swoje wydatki, czasami nawet sami kupują sobie rowery I są wspierani jedynie przez wolontariuszy. Z drugiej strony, w tym okresie byliśmy świadkami powstania pierwszego zespołu w Australii – naszego WorldTour Team. Byliśmy także gospodarzami takich imprez jak WorldTour, Tour Down Under i Cadels GORR, a także Igrzysk Wspólnoty Narodów Commonwealth Games i Mistrzostw Świata MTB.
W tym roku odbył się u nas najdłuższy wyścig szosowy kobiet na świecie, był nawet transmitowany w telewizji (160-kilometrowa trasa z Colac do Warrnambool). Organizowaliśmy też Mistrzostwa Świata w Kolarstwie Szosowym. Byliśmy świadkami narodzin crosscountry w naszych kraju i świętowaliśmy pierwsze zwycięstwo w Pucharze Świata MTB od ponad 20 lat. Mamy rekordową ilość dwudziestu sześciu damskich zawodniczek szosowych startujących w UCI i WorldTour. Moim zdaniem liczba ścigających się kobiet nie wzrosła, jednak sam poziom kolarstwa mocno się podniósł. Kolarze i całe drużyny są bardziej profesjonalne. Wiem, że dziesięć naszych najlepszych kobiet, ścigających się w National Road Series mogłoby bez problemu wejść do europejskiego peletonu. To mnie naprawdę cieszy.

Peta Mullens, Roxsolt Liv SRAM

Liv: Opowiedz nam na czym polega Twoja rola w drużynie Roxsolt Liv SRAM

Peta: Oficjalnie jestem jednym z trzech dyrektorów, razem z Kelvin’em Rudle’m z Roxsolt i Justine Barrow. Jestem odpowiedzialna za sprzęt i  kontakt ze sponsorami. Odgrywam też dużą rolę podczas rekrutacji do drużyny. Jeżdżę we wszystkich dyscyplinach, więc łatwiej jest mi ocenić umiejętności młodych talentów.

Liv: Jaki jest cel Waszej drużyny? 

Peta: Zawsze uważaliśmy, że celem nadrzędnym Roxsolt Liv SRAM jest bycie prawdziwym teamem, który umożliwia australijskim zawodniczkom  wzięcie udziału w międzynarodowych wyścigach przy pozytywnym wsparciu drużyny. To był dotychczasowy cel naszych działań, ale teraz kiedy wiele aspirujących kolarek jest w stanie samodzielnie wykonać taki krok musimy się zastanowić czy nie jest to odpowiedni czas na zmiany. 

Nasza drużyna w 2022 roku jest zupełnie inna niż wszystkie, w których byłam. Wypuściliśmy kilka świetnych zawodniczek, które jeżdżą na mistrzowskim poziomie, ale jesteśmy równie dumni z naszych nieoszlifowanych diamentów. Połowa naszego teamu jadącego do Europy jeszcze rok temu nie brała udziału w żadnych wyścigach szosowych!

W tym roku wiele radości nam dało stworzenie platformy, która pozwala zawodniczkom nabywać nowe umiejętności podczas jazdy na różnych modelach rowerów, niezależnie czy chodzi w tym wszystkim o pasję czy o umiejętności.  U nas nie ma niepotrzebnych osądów czy wyśrubowanych oczekiwań. Jesteśmy grupą wspierającą się kobiet, które nawzajem inspirują się do próbowania nowych rzeczy.

Przez 10 lat ścigałam się w wielu dyscyplinach kolarstwa i dotąd nigdy nie jeździłam tylko na JEDNEJ marce rowerów. Do momentu aż 3 lata temu pojawiła się u nas marka LIV. Chcę, żeby kobiety wiedziały, że mają możliwość wyboru rodzaju roweru i dyscypliny jazdy, jaką chciałaby uprawiać, czy to podczas weekendowego wyjazdu ze znajomymi czy podczas codziennych treningów.  Zależy mi, żeby dziewczyny doświadczyły tego uczucia „nowej błyszczącej zabawki”, które mi towarzyszyło podczas zakupu pierwszego roweru.

Liv: Jak myślisz, twoja siostrzenica i siostrzeniec też będą uprawiać kolarstwo?

Peta: Na pewno! Już teraz, co dwa tygodnie w okresie letnim, biorą udział się w wyścigach klubów MTB. Dzwonią do mnie na Facetime i pokazują jakie kolory wstążek wygrali tym razem. Zawsze się kłócimy, ponieważ uważam, że „najlepszy” kolor to czerwony, który akurat jest odpowiednikiem drugiego miejsce, a oni twierdzą, że niebieski, bo to kolor pierwszego miejsca. Żartuję, że niedługo mnie pobiją a oni odpowiadają skromnie: „Wiemy”

Aunty Peta
Udostępnij