Liv: Opowiedz o przygodach podczas kolarskiej kariery, które stały się twoim udziałem dlatego, że mówiłaś im „tak”. Czy żałujesz, że za którymś razem nie odmówiłaś? Dlaczego?
Kaysee: Zgoda na udział w Cape Epic i wszystkie inne wyścigi, które zaproponował mi zespół Liv tamtego roku zaowocowały kontraktem, ale już wcześniej chętnie zgadzałam się na udział w przejażdżkach i wyścigach. Zawsze sobie myślałam „dlaczego nie?”. Jestem głodna przygód i chcę pokonywać przeszkody, które wydają się nie do pokonania. Nie ma nic bardziej satysfakcjonującego niż możliwość robienia nowych rzeczy i poczucie spełnienia, gdy uda się osiągnąć coś, co wydawało się nieosiągalne.
Mówienie „tak” może się czasem wydawać straszne i często kwestionuję swoje decyzje, kiedy cierpię lub się przeciążam. Ale nie żałuję żadnego wypowiedzianego „tak”. Powiem raczej, że z sytuacji, w których powiedziałam tak, a powinnam była powiedzieć „nie” nauczyłam się bardzo wiele. To były bolesne lekcje, ale bardzo pożyteczne.
Teraz mam 31 lat i nadal bardzo często mówię „tak”, ale też coraz częściej mówię „tak” w kontekście siebie i swojego czasu. Na początku kolarstwo pochłaniało mnie bez reszty, ale to dlatego, że uwielbiałam być na świeżym powietrzu i poznawać nowe rzeczy. Teraz kolarstwo to moja praca. Muszę zachować równowagę pomiędzy wyścigami, co do których są pewne oczekiwania, a własnym czasem, aby jazda na rowerze nadal sprawiała mi radość z tych samych powodów, dla których zakochałam się w kolarstwie na samym początku.
Liv: Jakie przeszkody na twojej kolarskiej ścieżce wpłynęły na ciebie prywatnie i zawodowo? Jakie lekcje z nich wyciągnęłaś?
Kaysee: Życie pełne jest przeszkód. Każdy człowiek codziennie pokonuje przeszkody. Również ja, tak jak i inni, mam wiele przeszkód do pokonania. Moją największą przeszkodą jestem ja sama oraz to, jak wewnątrz radzę sobie z różnymi sytuacjami. Chodzi tu zarówno o świadome ignorowanie związku między uczuciem porzucenia a kontrolowaniem nawyków żywieniowych i przetrenowaniem, jak również po prostu o ucieczkę przed własnymi uczuciami, które sprawiały, że postrzegałam się jako ohydną, bezwartościową i zagubioną.
Otrzymanie pomocy w mojej wewnętrznej walce i radzeniu sobie z uczuciami dało mi więcej szczęścia niż jakikolwiek wyścig. Nauczenie się miłości własnej oraz zrozumienie, jak bardzo jestem ważna w ogromnym stopniu poprawiło jakość mojego życia. Ciężko jest sprostać oczekiwaniom wszystkich wokół, a kiedy to staje się moim jedynym celem, tracę pasję. Pasja to coś, co pcha mnie do przodu. Teraz pasję czerpię z rzeczy, które robię dla siebie, a nie dla innych.
Liv: Jak mówisz, „zobowiązanie to coś, co wybierasz, by zrobić”, a nie coś, co musisz zrobić. Jak zmieniły się twoje zobowiązania na przestrzeni kilku ostatnich lat, odkąd zaczęłaś rozróżniać te rzeczy? W jaki sposób nakreślenie tej granicy pomogło ci zdefiniować priorytety jako zawodowej sportsmenki w twojej karierze księgowej czy w twoich związkach?
Kaysee: W ostatnich latach zaczęłam dostrzegać różnicę między „powinnam” a „chcę” w kontekście moich celów. Jeśli chodzi o wyścigi, zrobiłam się nieco bardziej wybredna. Ściganie się nie jest jedyną rzeczą, jaką robię w życiu i nigdy nie będzie. Wyścigi niosą za sobą wiele oczekiwań, a ja uświadomiłam sobie, że zajęcie umysłu innymi rzeczami i wyznaczenie sobie również innych celów sprawia, że jestem szczęśliwa. Właśnie zdaję egzaminy z księgowości Certified Public Accountant (CPA). Połowa już za mną. Uzyskanie certyfikatu CPA było jednym z trudniejszych celów, jaki sobie obrałam, mimo że ukończyłam studia z księgowości i od dziesięciu lat łączę kolarstwo z pracą księgowej. Zobowiązanie się do osiągnięcia tego celu było przerażające, oznaczało mnóstwo nauki, która wcale nie jest przyjemna, ale wiem, że tego właśnie chcę. A kiedy czegoś chcę i zobowiążę się do tego, wówczas to zobowiązanie daje mi energię i motywację, dzięki którym osiągam cel.